Pages

Wednesday, 19 April 2017

Czas na zmiany - minimalizm



Minimalizm, czyli proste życie, bez przepychu, bez kompulsywnych zakupów, bez nabierania się na sztuczki marketingowe, po to, by móc dostrzec szczęście i prawdziwe wartości nie w rzeczach materialnych, ale w ludziach, relacjach i w chwili obecnej, które to wartości przysłonięte były do tej pory przez stosy niepotrzebnych gadżetów.

Jak to się zaczęło?

Myślę, że to były ostatnie lata podstawówki lub już czasy liceum. Gdzieś zasłyszałam lub przeczytałam, że lepiej się skupić, gdy wokół jest porządek, że za problemy koncentracji odpowiedzialny jest bałagan, choć często człowiek sam tego nie wydedukuje.
Ja najczęściej miałam bałagan :) ale gdzieś mi to zawsze z tyłu głowy siedziało. Zauważcie ile czasu to trawiłam.

Religia (chrześcijaństwo i islam)

Na religii czy ogólnie w kościele też uczono, żeby nie przywiązywać się do rzeczy, żeby wszystko porozdawać i iść za Jezusem (pokój z Nim).

W islamie mowa o tym, że człowiek nigdy nie będzie w stanie nasycić się dobrami materialnymi. Będzie jak ten, który je, ale nadal jest głodny.
Prorok Muhammad (pokój z nim) mówił też, że „bogactwo nie oznacza posiadania dużych ilości nieruchomości, ale bogactwem jest poczucie zadowolenia”. (Bukhari Vol. 8 księga 76, hadis 453)
Prorok nigdy nie był rozrzutny, nie marnotrawił i posiadał tylko tyle, ile było mu potrzeba.

Montessori

Gdzieś tam na początku mojego odkrywania świata edukacji domowej pojawiła się też Maria Montessori ze swoją metodą, polegającą na przygotowaniu estetycznego, stonowanego (naturalnego), nie przeciążonego bodźcami otoczenia dla dziecka. Zaryzykuję stwierdzenie, że metoda Montessori wspiera minimalizm lub co najmniej w jakimś stopniu pomaga go zrozumieć i powoli osiągnąć.

To wszystko miało wpływ na moje pojmowanie świata. Moje pierwsze przemyślenia znajdziecie w jednym z moich wcześniejszych wpisów ("Prostota i prawdziwe życie"), który nie zawiera słowa „minimalizm” (i być może ktoś stwierdzi, że daleko rodzinie Kellych do niego) ale pokrywa się z częścią jego założeń, żeby skupiać się na prawdziwych wartościach.

Metoda KonMari

Około roku temu przemknęła mi metoda odgruzowywania domu wynaleziona przez Japonkę Marie Kondo. Znajoma ją przetestowała i trochę mnie zainspirowała, ale na tym się skończyło :) Metoda jest trochę drastyczna, bo trzeba wyciągnąć i ułożyć na podłodze wszystkie rzeczy z danej dziedziny (np. tylko książki, tylko ubrania, tylko przybory kuchenne itd.) i po kolei brać do rąk i pytać siebie czy ta rzecz mnie cieszy czy nie. Jeśli nie, to najlepiej do czarnego worka, żeby już jej nie widzieć i nie chcieć jej wyciągnąć z powrotem. Trzeba mieć czas i chcieć zrobić taką selekcję od razu, bo inaczej mamy gorszy bałagan niż wcześniej :)


„Minimalizm, czyli jak uczynić życie prostszym”

Nie z polecenia, ale z własnych poszukiwań przy okazji innych zakupów w empiku online, wybrałam książkę Anny Mularczyk-Meyer. Nie żałuję zakupu. Jest niezwykle ciekawa i porusza bardzo wiele spraw. Pomaga zrozumieć minimalizm a ponieważ autorka jest Polką i pisze z polskiego punktu widzenia, książka zawiera wątek o życiu w komunizmie, które wielu z nas jeszcze pamięta. I choć bywało ciężko, dawaliśmy radę nie mając wiele, więc jeśli teraz chcemy się od konsumpcjonizmu uwolnić, mamy namacalny dowód, że da się żyć otaczając się tylko tym, co naprawdę niezbędne (tym razem z wyboru, bo wtedy przymusowo). Zauważa, że przez te nasze polskie doświadczenia z przeszłości, może być nam łatwiej na drodze do pozbywania się rzeczy, podczas gdy świat zachodni dłużej siedzi w konsumpcjonizmie i teoretycznie może być tym ludziom trudniej się od niego uwolnić.
Dla takiego początkującego jak ja ta książka na pewno jest natchnieniem i dobrą zachętą do podjęcia działań. Polecam.


Thursday, 16 February 2017

Krótka przygoda ze Scooby Doo



Ostanio u nas Scooby Doo na topie, bo udalo mi się dostać kilka płyt DVD z różnymi odcinkami w charity shopie (czy ty czujesz, że rymujesz? Joł joł! :) )




Była 11:20 kiedy na facebooku zobaczyłam sponsorowaną reklamę banku Halifax z ogłoszeniem, że od 12:00-15:00 będą w centrum miasta z promocyjnym eventem ze Scooby Doo w roli głównej. Motyw Scooby Do pojawia się w ich ostaniej reklamie telewizyjnej. Możecie ją obejrzeć tutaj. Na facebooku pisali coś o upominkach dla pierwszych 25 osów, które powiedzą ile kosztowały okulary przeciwsłoneczne pojawiające się w ich reklamie. Szybko odnalazłam i obejrzałam reklamę na youtubie. Cena okularów Scoobiego widoczna tylko przez sekundę, £22 :)



Szybko się wyszykowaliśmy, złapaliśmy autobus (mamy przystanek na wprost drzwi) i pognaliśmy do miasta. Na miejscu była już spora kolejka. Oczywiście innych dzieci nie było, bo szkołę wszystkie kończą o godzinie 15:00. Było kilkoro dzieci w wieku przedszkolnym. To też zaleta edukacji domowej, że możemy się załapać na takie wydarzenia. (Swoją drogą dziwne, że zorganizowali tą promocję w godzinach szkoły.)

Zrobiłam dzieciom zdjęcia na tle vana „The Mystery Machine” i dołączyliśmy do kolejki, by zrobić sobie zdjęcie ze Scooby Doo i Shaggym. 



Okazało się, że mieli tam taką specjalną maszynę do robienia zdjęć, która łapała  4 ujęcia w różnych pozach. Nie planowałam być na zdjęciach z dziećmi, ale syn i młodsza córka nie chcieli beze mnie. 



Za udostępnienie tej krótkiej serii zdjęć na facebooku, można było dostać koszulkę lub kubek z motywem Scooby Doo. Udostępniłam zdjęcia z maszyny robiącej zdjęcia (bo miała wbudowany specjalny komputer z dostępem do internetu) i wybraliśmy kubek.  Za odpowiedź na pytanie o cenę okularów z reklamy dostaliśmy jeszcze 3 paczuszki słodyczy (strzelający na języku proszek) i 3 breloczki z vanem „The Mystery Machne”.


Dzieci zadowolone

Saturday, 24 December 2016

Wrotki - nowa pasja?



Stwierdziłam, że napiszę o tym na blogu, żeby pozostał trwalszy ślad i dlatego, że czuję, że może się to przerodzić w prawdziwą pasję i dobrze jest uwiecznić jej początki.

Cały czas szukam u moich dzieci zainteresowań i pasji, które chciałyby szczerze z serca rozwijać. Ten wpis będzie o Sarze, więc skupię się na niej. Sarah lubi teatr i w planach mamy lekcje dramy. Wspominała też, że chciałaby być ninją, ale okazuje się, że w naszym wielkim mieście nie ma zajęć z ninjutsu dla dzieci. 

Wrotki pojawiły się niespodziewanie, nieplanowane. Sarah miała już wcześniej styczność  z wrotkami, ale takimi dziecięcymi, tandetnymi plastikowymi. Kupiłam je przy okazji w charity shopie. Okropne to do jeżdżenia (wypróbowane tylko na ogrodzie), ale równowagę poćwiczyła.



Nowe wrotki to też nabytek z charity shopu. W zasadzie nic specjalnie nie potrzebowałam, ale lubię zajść po drodze i zobaczyć czy mają coś ciekawego. Tego dnia zauważyłam właśnie wrotki. Widać po kółkach, że nie używane, a jakość naprawdę dobra i do nauki w sam raz. Nie mogłam przejść obojętnie i nabyłam je za £4.50 (wartość podobnych w sklepie to ok. £20-£35).



Po poszukiwaniach lekcji jazdy na wrotkach na youtube, okazało się, że wrotki robią furorę w Polsce za sprawą argetyńskiego serialu na Disney Channel „Soy Luna” (typowa latynoska telenowela w wersji dla młodzieży).


Młodziutkie youtuberki chwalą się wrotkami i jazdą, uczą podstaw.



Sarah zakochana we wrotkach, zakłada codziennie i stawia pierwsze kroki po domu. Mamy zimę, więc pogoda nie za bardzo sprzyja treningom na świeżym powietrzu. Myślę, że do wiosny Sarah opanuje podstawy i na wiosnę będziemy mogły razem pojeździć, bo ja też mam rolki, zachowane jeszcze z czasów mojej młodości. Mama przyśle w paczce i już nie mogę się doczekać tej jazdy po latach. Trzeba tylko pomyśleć nad strojem, bo w moim przypadku nie jest to takie oczywiste :) 





Na koniec filmik na zachętę Rolki i wrotki alternatywą dla biegania i jazdy na rowerze 
  C.d.n...... in sha Allah :)

Tuesday, 5 April 2016

Amber's Donkey - recenzja




Książkę zobaczyłam po raz pierwszy w schronisku dla osiołków Donkey Sanctuary Birmingham. Wtedy tylko spojrzałam na okładkę przy okazji wybierania gadżetów po naszej pierwszej wizycie. Nasza przygoda z osiołkami dopiero się rozpoczynała, więc stwierdziłam, że na razie nie będę kupować droższej książki zanim nie zapoznam się z osiołkami i schroniskiem.



Później była druga wizyta, trzecia... 

Zbliżały się chrześcijańskie święta Wielkiejnocy i schronisko organizowało polowanie na jajeczka „egg hunt” i podpisywanie książki przez autorkę i samą Amber. Nie wybraliśmy się na jajka, ale już wiedziałam, że książka oparta jest na prawdziwej historii przyjaźni chorej dziewczynki (lekkie porażenie dziecięce i tracheostomia - dziurka w szyji z rurką do tchawicy, przez którą dziewczynka oddycha) i osiołka ze schroniska w Birmingham, którego ujeżdża w ramach terapii.
autografy 19.03.2016 


 
Amber podpisuje książki 19.03.2016

Pewnego dnia listonosz dostarczył mi katalog z „thebookpeople”, księgarni internetowej, z której czasem zamawiam książki. Przejrzałam z ciekawości i była tam właśnie ta książka! Ze zniżką, ale to jaką! Normalnie książka kosztuje £ 12.99, a u nich w promocji £3.99. Uznałam to za znak, że czas ją nabyć.

Zamowiłam. Przyszła.

Od razu zaczełąm czytać i przeżywać historię „Shocks”, osiołka uratowanego przed śmiercią z rąk irlandzkich właścicieli oraz emocje rodziców towarzyszące przedwczesnym narodzinom sióstr bliźniaczek i wiążących się z tym komplikacji.
Amber i jej fizjoterapeutki Pauline i Lucy, które tez pojawiają się w książce


Dopiero w połowie książki Amber poznaje Shocks, który został tak nazwany w związku z emocjami niedowierzania i szoku na widok jego świeżych ran na szyji spowodowanych długotrwałym trzymaniem go na sznurku, który werżnął mu się w skórę. Właściciel dzień wcześniej próbował sznur usunąć wyrywając go ze skóry a rany chciał zaleczyć żrącym środkiem chemicznym.
Amber i Shocks


Tak samo osiołek Shocks jak i Amber potrzebowali terapii. Shocks musiał nauczyć się ufać ludziom, Amber potrzebowała przyjaźni i terapii by stanąć na nogi. Osiołki pomogły też mamie Amber  zapomnieć trochę o depresji, którą zdiagnozował u niej lekarz.

Amber dumnie pokazuje artykuł w gazecie "The People's Friend"
 
"The Sun"

"The Journal"


W środku książki jest kilka zdjęć rodziny. Rozpoznałam na jednym z nich Tracy, która zajęła się naszą rodzinką w czasie naszej pierwszej wizyty w schronisku. Zapamiętałam jej imię jak się nam przedstawiła, bo była niezwykle miła i chciałam wiedzieć na przyszłość o kogo mam pytać. To ona pomogła nam w adopcji Mosesa, pokazała zadaszoną arenę, na której odbywa się terapia przy pomocy osiołków (onoterapia) i opowiedziała nam o osiołku Charlie’m, który właśnie zakończył jazdę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam na zdjęciach, że Tracy to mama Amber i Hope!
Tracy, mama Amber i Hope




 
Shocks oraz bliźniaczki Hope i Amber
Niesamowicie czyta się książkę o miejscach, które się zna i osobach, które się kojarzy ze spotkań na żywo.

Polecam wszystkim! Książka ucząca wrażliwości na krzywdę zwierząt, pokazująca otwarcie emocje rodziców martwiących się o swoje dzieci, dająca nadzieję, zachęcająca do terapii przy pomocy zwierząt...



Książkę można nabyć m.in.tutaj obecnie w cenie £3.99.

(Chciałabym ją przetlumaczyć na język polski, ale to chyba za duży projekt dla mnie.)

*Wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem pierwszego - okładki książki) pożyczone ze strony na facebooku Donkey Sanctuary Birmingham